Na czym polega trawienie?
Należałby zacząć od tego, jak bardzo w dzisiejszym świecie tak proste i logiczne zjawisko zostało totalnie wywrócone do góry nogami. Rozłożymy proces na czynniki pierwsze, dzięki czemu łatwiej będzie nam zrozumieć skąd tyle nieprawidłowości pojawia się wszędzie na temat trawienia.
W naszym żołądku znajduje się kwas solny, który ma za zadanie trawić pożywienie, jest to również pierwsza bariera dla wszelkich mikrobów, bakterii, wirusów i pasożytów. Jeżeli kwas w żołądku nie jest wystarczająco kwaśny to może to powodować cały ciąg różnych schorzeń. Od bólu żołądka i jelit po wszelkie choroby przewlekłe, choroby autoimmunologiczne, pasożytnicze, alergie, niedobory witamin, etc. Choroba, o której często mówi się, że jest nadkwasotą żołądka jest zazwyczaj jej odwrotnością, czy niedokwasotą. A jak ją leczymy?
Numer 1 , środki na „nadkwasotę”.
Jeżeli stosujesz środki na nadkwasotę żołądkową (zobojętniające kwas żołądkowy) to jest kilka rzeczy, o których musisz wiedzieć. Zazwyczaj ludzie nie cierpią na nadkwasotę tylko na „niedokwasotę” żołądka, dlatego w momencie gdy masz zgagę to oznacza to jedno. Twój kwas żołądkowy nie jest wystarczająco kwaśny. No tak, ale powiesz, że przecież czujesz jak „rura pali”. To prawda, jest to efektem niedomykania się zacisku u wejścia żołądka, nasz organizm nigdy nie robi nic na wyrost, zawsze stara się używać minimum energii do wykonania jakiejkolwiek czynności, efektem takiego właśnie działania jest niedomknięty zacisk u wejścia do żołądka. Dlaczego? Bo organizm doskonale wie, że kwas solny w żołądku nie jest wystarczająco kwaśny i nie widzi potrzeby w zaciskaniu do końca wejścia do żołądka. Efektem tego jest zgaga, czyli wydostawanie się kwasu żołądkowego do przełyku. Jakie mamy z tego wnioski? Żołądek trzeba zakwasić a nie odkwasić. Wszelkie specyfiki, które mają zobojętniać kwas żołądkowy lub mają blokować wytwarzanie się kwasu żołądkowego (inhibitory pompy protonowej) będą powodowały tylko pogorszenie się sprawy, bo niestrawione pożywienie (zwłaszcza białka) będzie przedostawało się dalej, do dwunastnicy, jelita cienkiego, jelita grubego i będzie powodowało cały cykl podrażnienia układu pokarmowego, nie mówiąc już o tym, że będzie bardzo upośledzało wchłanianie wszelkich witamin i mikroelementów. Mimo spożywania odpowiedniej ilości pożywienia będziemy niedożywieni i schorowani! Oprócz tego niestrawione prawidłowo białka przedostające się do jelita mogą za sprawą „nieszczelnych” jelit przedostawać się do krwiobiegu, gdzie mogą powodować na przykład choroby autoimmunologiczne oraz wszelkiego rodzaju alergie, zmiany skórne, etc.
Jak temu zapobiec? Przede wszystkim, jeżeli nie masz zdiagnozowanych wrzodów, lub innych poważnych schorzeń żołądka, które wymagają (przynajmniej przez jakiś czas) zobojętnienia kwasu żołądkowego, żeby ściany żołądka miały czas się zregenerować, to odpuść sobie zobojętnianie kwasu żołądkowego, bo to tylko pogarsza sytuację. Cała moja rodzina przeszła przez ten proces, razem z odrzuceniem wszelkiej maści pastylek i „mleczek” na zobojętnianie kwasu żołądkowego. Efekt był wspaniały, u każdej osoby można było zaobserwować poprawę zdrowia i samopoczucia a przede wszystkim brak zgagi!
Ciekawostką jest to, że części specyfików do zobojętniania kwasu żołądkowego znajdują się związki glinu i to w sporych dawkach, działają wspaniale jako „zobojętniacze” kwasu żołądkowego. Niestety wiemy również, że glin / aluminium mają swoją mniej przyjemną stronę.
Numer 2, doprowadzamy nasz żołądek do prawidłowego stanu.
Z czego składa się kwas żołądkowy? Przede wszystkim z kwasu solnego (ale też wody, pepsyny, lipazy żołądkowej, glikoproteiny – tzw. czynnika wewnętrznego). Kwas solny to inaczej kwas chlorowodorowy. Najprostszym sposobem, aby dostarczyć żołądkowi jednego z najważniejszych składników do wytworzenia kwasu chlorowodorowego, jest dostarczyć mu chlorek sodu, z którego najłatwiej będzie mu wytworzyć kwas solny.
Chlorek sodu to nic innego jak sławna i dobrze znana sól kuchenna. W ostateczności można użyć zwykłej soli kuchennej, ale najlepsza do tego będzie sól kłodawska, sól himalajska, ewentualnie sól morska. Sole te zawierają oprócz NaCl również inne śladowe ilości pierwiastków niezbędnych nam do prawidłowego działania. Sól morską wiele osób zaczęło odradzać, ze względu na to, że dzisiejsze morza i oceany są już tak zanieczyszczone plastikiem, metalami ciężkimi i innymi brudami, że lepiej nie ryzykować skoro można kupić bardzo wysokiej jakości sól kłodawską, która do tego nie jest taka droga. Podobno wiele firm zagranicznych kupuje ją, przepakowuje i sprzedaje nam później jako droższą sól himalajską. Ile w tym prawdy – niestety nie wiem, może to tylko urban legend a może prawda?
Jaka ilość soli dziennie? Generalnie oficjalne źródła podają, że 6 gram soli dziennie to maksiumum, no i generalnie panuje takie nowoczesne przekonanie, że sól jest niezdrowa, więc im mniej tym lepiej. Często słyszy się, że ktoś zrezygnował z soli i jest to powód do dumy. Według mnie nic bardziej mylnego, myślę, że nie ma górnej granicy ilości soli, oczywiście wszystko w granicach rozsądku. Nikt nie twierdzi, że mamy spożywać kilogramy dziennie, każda rzecz w nadmiarze jest niezdrowa. Kluczem jest równowaga, jak ze wszystkim. Myślę, że generalnie nie liczenie ile soli używamy i doprawianie potraw solą według własnego uznania (a nie wieczne ograniczanie) będzie zdrowym podejściem.
Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że mimo tego, że posiadałem kiedyś nadciśnienie tętnicze, to nie zauważyłem żadnego wzrostu ciśnienia od kiedy zacząłem spożywać więcej soli. Mierzyłem ciśnienie regularnie. Oczywiście każdy organizm może reagować inaczej. Jeżeli posiadasz na przykład głębokie niedobory potasu, magnezu, lub innych ważnych makro/mikro elementów to reakcja Twojego organizmu może być zupełnie inna. Dlatego każdą nową ideę proponuję wdrażać stopniowo i obserwować co się dzieje.
Numer 3, zakwaszamy żołądek. Rozwiązanie instant, na szybko, ale nadal zdrowo.
Jednym z najlepszych sposobów na dodatkowe zakwaszenie żołądka, zwłaszcza w momencie kiedy dokucza nam zgaga, jest napicie się octu jabłkowego rozcieńczonego z wodą. Nie polecam picia samego octu jabłkowego, bo jest bardzo kwaśny, ma niskie ph i można sobie podrażnić przełyk. Dlatego polecam łyżkę lub dwie octu jabłkowego rozrobić w 1/4 lub 1/2 szklanki wody. Musisz przekonać się na własnej skórze jaką ilość octu będzie tolerował Twój przełyk i jaka jego ilość jest wystarczająca, aby pozbyć się zgagi. U mnie zazwyczaj wystarcza łyżka stołowa octu jabłkowego na 1/3 szklanki wody. Czasami na tą samą ilość wody muszę użyć dwóch łyżek stołowych, aby zgaga ustała. Dopasuj dawkowanie do swojego organizmu.
O czym trzeba pamiętać? Ocet jabłkowy oprócz swoich właściwości zakwaszających żołądek (nie mylić z zakwaszaniem organizmu) posiada składniki, które pomagają w paleniu sadełka, tak tak, dwa w jednym 🙂
Pamiętaj, że ocet jabłkowy to nie to samo co ocet spirytusowy, są to zupełnie inne związki i nie należy używać octu spirytusowego w zakwaszaniu żołądka.
Ostatnia ważna rzecz, jeżeli nie chcesz zrobić octu jabłkowego własnymi rękami to pamiętaj, żeby kupić ocet jabłkowy najlepiej z upraw ekologicznych, często są one mętne, to dobrze!
Numer 4, woda Zuber.
Jest taka woda, tylko w Polsce, z polskich źródeł. Według mnie jest naprawdę wyjątkowa. Pierwszy raz jak się z nią zetknąłem, było to w latach dziewięćdziesiątych chyba, to myślałem, że się… że nie dam rady jej nawet spróbować. Była to woda Zuber w szklanych butelkach 0,33 l i śmierdziała zgniłymi jajami, siarką, różnie ludzie to określają. Udało mi się wypić łyk lub dwa i po kilku minutach ból żołądka ustał, „jak ręką odjął”. Od tamtego czasu całe szczęście wiele się zmieniło, nieznośny odór został jakoś zneutralizowany, ale skuteczność wody w leczeniu żołądka jak i reszty układu pokarmowego pozostała bez zmian, czyli na bardzo wysokim poziomie. Co leczy woda Zuber?
Nadkwasota, zgaga, choroba wrzodowa żołądka i dwunastnicy, leczy wątrobę i drogi żółciowe – ma działanie żółciotwórcze i żółciopędne, cukrzyca – obniża podwyższony poziom cukru we krwi, miażdżyca, nadczynność gruczołu tarczycy, łagodzi stan po nadużyciu alkoholowym – tzw. kac alkoholowy (źródło: jedzpij.pl/o_wodzie_zuber)
Co zawiera ta dziwna, słona woda? Przede wszystkim wodorowęglany, sód (podobnie jak sól), potas i magnez w potężnych dawkach. Skład brzmi znajomo prawda? To jakby idealne składniki do wytworzenia naszego drogocennego kwasu żołądkowego! Jest to sprawdzony sposób na poprawę działania układu trawiennego. Można nim nawet wyleczyć wrzody, ale o tym napiszę kiedy indziej.
Numer 5, siemię lniane na podrażniony żołądek.
Dobry i sprawdzony babciny sposób na złagodzenie podrażnionego układu trawiennego. Znany od lat a ostatnio jakoś zapomniany. Siemię lniane można kupić brązowe i złote, ja korzystałem ze złotego i bardzo sobie je cenię. Zazwyczaj na kubek wody wsypywałem dwie łyżeczki siemienia lnianego w ziarenkach i dwie łyżeczki zmielonego w młynku (pięknie pachnie). Podobno zalewanie siemienia lnianego wrzątkiem nie jest najlepszym pomysłem ze względu na duże ilości kwasów omega 3, które niepotrzebnie utleniamy w wysokiej temperaturze. Wydaje mi się, że czasami popadamy ze skrajności w skrajność, ale kto wie, może to dobre spostrzeżenie. Wybór zostawiam Tobie. Ja zalewam wrzątkiem, bo lubię siemię lniane pić na ciepło. Tak, całość robi się „glutowata”, ale od tego mam łyżeczkę, którą zawsze sobie zamieszam przed łykiem.
Dla osób z mocno podrażnionym żołądkiem polecam albo zalewać siemię lniane ciepłą wodą (nie wrzątkiem) i odczekać chwilę, albo zalać wrzątkiem i odstawić na pół godzinki aż ostygnie. Picie siemienia lnianego na ciepło jest równie skuteczne a przy mocno podrażnionym żołądku można je nawet pić zimne.
Numer 6, ogranicz ilość posiłków.
Na koniec dość kontrowersyjna ciekawostka. Przecież cały dzisiejszy, nowoczesny, dietetyczny świat aż huczy „lepsze 6 małych posiłków niż 3 duże”, „jedz minimum 5-6 posiłków dziennie”. Niestety, ale oprócz tego, że to po prostu nie działa, sprawdzone empirycznie to są na ten temat nawet badania naukowe, które potwierdzają, że częste jedzenie małych ilości pożywienia odbija się negatywnie na naszym układzie pokarmowym a co za tym idzie zdrowiu. Dowiedziono, że osoby jedzące mniejszą ilość posiłków lepiej trawią jedzenie, nie pozostają jego resztki niestrawione w przewodzie pokarmowym i przede wszystkim osoby takie lepiej funkcjonują.
Jedzenie 2 do 3 posiłków dziennie, na przykład ominięcie śniadania (to kolejny mit, że śniadanie jest najważniejszym posiłkiem dnia), i zjedzenie dwóch posiłków w ciągu dnia odciąża nasz układ trawienny i daje mu możliwość odpoczynku, dzięki temu może się zregenerować. A my dzięki temu mamy więcej energii i chęci do działania. Wieczne jedzenie powoduje „zamulenie” i senność. Przecież po posiłku myślimy tylko tym, żeby sobie chwilkę odpocząć, może nawet zrobić drzemkę a nie o tym żeby działać. Dlaczego tak jest? Żołądek jak trawi to wykonuje pracę! Dlatego odpoczywanie po jedzeniu jest wskazane zamiast pracy.
Wyobrażasz sobie człowieka 50, 100 albo 1000 lat temu, który musiałby jeść 6 posiłków dziennie? Przecież to jest nierealne. Nasi przodkowie, którzy wcale tak bardzo nie różnią się od dzisiejszego człowieka jedli czasami raz na kilka dni i cieszyli się świetnym zdrowiem. Tak, średnia długość życia była krótsza niż dzisiejsza, ale nie z powodu tego, że jedli rzadziej tylko dlatego, że poziom higieny był na niższym poziomie, nie było tak szerokiego i powszechnego dostępu do czystej wody no i warunki życia były dużo cięższe, oprócz tego wojny, etc. To wszystko ograniczało długość życia a nie to, że nie jedli regularnie 5 posiłków dziennie 😉
Już dzisiaj naukowcy z Holandii zauważyli, że pokolenie naszych dziadków jest ostatnim tak długo żyjącym pokoleniem. Według najnowszych zebranych statystyk długość życia zaczyna się skracać! Wynika z nich że nasi rodzice będą żyli krócej niż ich rodzice a my według prognoz będziemy żyli jeszcze krócej, jeżeli nic z tym nie zrobimy…
Jeszcze 50 lat temu ilość zgonów z powodu raka, chorób układu krążenia (miażdżyca <- cukrzyca) czy chorób neurodegradacyjnych była wielokrotnie niższa niż dzisiaj. Skąd wzięła się epidemia tych chorób? O tym również napiszę obszerny artykuł już niedługo.
Numer 7, zrób sobie głodówkę, albo post jak kto woli.
Głodówki przez długi, długi czas były bardzo mocno negowane. Często przy okazji głodówek mówiło się o efekcie jojo. To prawda, efekt jojo istnieje naprawdę 🙂 sam to przeżyłem, ale muszą być spełnione pewne warunki przy efekcie jojo.
Natomiast o czym się nie mówi… Co daje naszemu organizmowi głodówka/post:
- Odpoczynek i to nie tylko naszemu układowi trawiennemu, ale również całemu naszemu organizmowi.
- Już po 12h nie jedzenia zwiększa się ilość HGH we krwi. To świetna wiadomość. HGH jest elementem budującym, odmładzającym, regenerującym.
- Zwiększa się ilość testosteronu u mężczyzn.
- Zwiększa się produkcja ciał ketonowych, jest to naturalny proces, w którym ciała ketonowe (produkowane z tłuszczów) zastępują glukozę.
- Zaczynają się uruchamiać procesy regeneracyjne.
- Zaczyna się regulować się poziom cukru we krwi.
- Ciśnienie tętnicze poprawia się lub nawet wraca do normy.
- Organizm zaczyna sięgać po zapasy tłuszczu (a nie mięśni, dzięki wydzielaniu się naturalnych związków jak HMB mięśnie są chronione przed rozkładem, w pierwszej kolejności spalany jest tłuszcz)
- Zwalcza patogeny i choroby…
Głodówkę warto zaczynać stopniowo, można zacząć od jednego dnia w pierwszym tygodniu. Dwa do trzech dni w następnym. Nie ma ograniczeń co do długości głodówki/postu, ważny jest tutaj zdrowy rozsądek. W czasie głodówki trzeba tylko uzupełniać płyny, najlepiej w taki sposób, żeby nie uruchamiać procesów trawienia, czyli pijemy wodę, herbatę bez cukru, bez mleka, ewentualnie z odrobiną cytryny.
Po powrocie z głodówki warto też zrobić to stopniowo, nie rzucać się na ogromne ilości jedzenia na raz, zacząć od małych posiłków.
Uwaga dla osób, które będą robiły to po raz pierwszy. Jeżeli jesteś na diecie „normalnej”, czyli fundamentem wyżywienia są węglowodany (chleby, makarony, ryże, kasze, cukier, etc) to prawdopodobnie Twoja flora bakteryjna jest specyficzna dla tego rodzaju pożywienia, to znaczy nie jest najlepsza. W czasie trwania i postu i nawet po nim mogą pojawić tak zwane objawy Herxa. Jest to nic innego jak toksyny, które tworzą się z obumierających bakterii, grzybów i innych pasożytów i zalewają w dużych ilościach organizm. Jakie mogą wystąpić objawy Herxa? (ale nie muszą!)
wymioty, podwyższona temperatura ciała, bóle głowy lub mięśni podobnie jak podczas przeziębienia czy grypy, kołatanie serca, dreszcze, wysypki skórne, pogorszenie wyników, agregacja erytrocytów, świąd, pocenie się, nieżyt nosa, kaszel, bóle stawów lub kręgosłupa, nadwrażliwość
Mogą wystąpić pojedynczo, w różnych kombinacjach, jedne mogą przechodzić, pojawiać się następne. To wszystko jest indywidualna sprawa, zależy od organizmu. Ja przeżyłem objawy Herxa dość boleśnie, były to ogromne bóle głowy, kołatanie serca i ogólne połamanie jak przy grypie. Wielokrotnie miałem wątpliwości czy nie zaprzestać, ale dzięki wsparciu merytorycznym bardzo dobrej dietetyczki uznałem, że muszę to zrobić, jeśli organizm ma wrócić do normy i harmonii.
Niestety dochodzenie do zdrowia i równowagi nie zawsze jest łatwe, ale zawsze jest opłacalne. Nikt nie wróci nam zdrowia, jeżeli nie zrobimy tego sami.
Podziel się swoimi doświadczeniami w komentarzach, daj znać jak poszło, jak wypadły Twoje eksperymenty ze zdrowieniem?
Treści zawarte tutaj mogą wydawać się kontrowersyjne. Wiem, że czasami idę pod prąd, ale taki kierunek sprawił, że jakość mojego życia zaczęła rosnąć a z nią mój wewnętrzny spokój, spójność, szczęście, energia i zdrowie. Tobie też się to należy, to tylko kwestia wiedzy i wewnętrznej inteligencji, która pozwoli Ci po nią sięgnąć. – Lenimenti
Najnowsze komentarze